Gdy świat biznesu, nauki i rząd współdziałają ze sobą, przygotowując zalecenia dietetyczne dla społeczeństwa, fakty szybko mogą zostać przysłonięte przez zręczną reklamę i starania korporacyjnych lobby­stów. Dobrym przykładem są wzloty i upadki przemysłu nabiałowego. Kiedyś rząd wprowadził, nieaktualne już dziś, dopłaty do przemysłu nabiałowego, żeby wspierać produkcję mleka. Gdy je wprowadzono, kładziono wielki nacisk, by podkreślać korzyści zdrowotne mleka, szczególnie w odniesieniu do jego głównej roli w dostarczaniu wapnia, który jest budulcem dla zdrowych kości. Rząd wspomagał przemysł nabiałowy w tych promocjach, doradzając Amerykanom jedzenie pro­duktów nabiałowych dla zawartego w nich wapnia. Przemysł nabia­łowy wkrótce zrozumiał, że komunikaty o zdrowiu nie sprzedają mle­ka i nie miał też więcej szczęścia podczas kolejnych kampanii „białe wąsy” i „masz mleko?” W tym samym czasie wytwórcy soków owoco­wych – znów z poparciem rządu – dodali do soku pomarańczowego i pomidorowego suplement wapnia w formie cytrynianu i jabłczanu, które środowisko akademickie uznało za łatwiej przyswajalne dla or­ganizmu niż wapń znajdujący się w mleku.

Jeśli przypomnisz sobie wcześniejsze rozważania o tym, jak ludzie pierwotni wybierali pożywienie, zobaczysz, jak daleko w kulturze kon­sumenckiej odbiegliśmy od naszego ewoluującego powoli programu ge­netycznego. Nasz wybór żywności nie jest już związany z genami czy biologią, lecz jest narzucany przez rząd, środowiska naukowe i przemysł. Podczas gdy te grupy współpracują, tworząc wskazania dietetyczne, reklamodawcy kształtują ewolucję kulturalną, stosując taktykę psychologii stosowanej, by przekonać konsumentów, że pewne produkty wzbogacą ich życie, stosunki towarzyskie z innymi ludźmi oraz zdrowie.